Historia

W XIX wieku folwark Koczwarę dzierżawił od Małachowskich, Kazimierz Dunin-Szpotański herbu Łabędź. „Kochał Ojczyznę, bił się za nią od 1808 do 1815 r.” – można przeczytać na poświęconej mu marmurowej tablicy w kościoła św. Mikołaja w Końskich. Napis informuje, że mając 18 lat wstąpił do I Pułku Szwoleżerów gwardii Napoleona, odbył kampanie: hiszpańską, austriacką, ruską, sasko-niemiecką i francuską, brał udział w „27 walnych batalijach”, jak Samosierra, Wagram, Borodino, Berezyna, Drezno czy Lipsk, „nie licząc powszednich setnych potyczek”. Odznaczony został orderem Legii Honorowej i dosłużył się stopnia porucznika.
W Koczwarze stoi jeszcze murowany budynek dawnej owczarni, pamiętający prawdopodobnie czasy Szpotańskiego. Od lat opuszczony, jest dziś w stanie ruiny i grozi zawaleniem.
Obok niego, po drugiej stronie drogi, kryje się wśród drzew parterowy domek rodziny Tworzyańskich. Zbudował go w latach 20. ubiegłego wieku Bohdan Tworzyański, bankowiec. Miał trzech synów – Bohdana, Tomira i Bojomira. Najstarszy Bohdan jako oficer artylerii ranny we wrześniu 1939 roku trafił do obozu jenieckiego. Bojomir, wówczas podchorąży w szkole oficerów artylerii, uniknął niewoli i wrócił do Koczwary. Wraz z Tomirem, studentem prawa, zaangażowali się w działalność konspiracyjną. W ich domu m.in. drukowany był podziemny biuletyn „Sprawy Polskie”, prowadzono też nasłuch radiowy.
Tomir nosił pseudonim „Borsuk”, był szefem referatu Biura Informacji i Propagandy Komendy Obwodu Końskie ZWZ-AK. Po zdradzie jednego z partyzantów w nocy z 1 na 2 listopada 1942 roku dom w Koczwarze otoczyli Niemcy. Tomir podjął nierówną walkę, osłaniając uciekających brata Bojomira, radiotelegrafisty i innych kolegów z konspiracji. Zginął od kuli. Ciężko ranną matkę braci Natalię Tworzyańską Niemcy zabrali najpierw do więzienia w Końskich, a następnie do Radomia, gdzie została zamęczona w kwietniu 1943 roku.
Bojomir, ps. „Ostoja”, walczył później m.in. razem z Janem Piwnikiem „Ponurym” na Nowogródczyźnie, brał udział w operacji „Ostra Brama”. Zagrożony aresztowaniem przez NKWD przedostał się do 2. Korpusu Polskiego we Włoszech, a potem wyemigrował do Kanady. Ma 97 lat, mieszka w Toronto.
Bohdan zmarł w 1997 roku. Po powrocie z niemieckiej niewoli zamieszkał w Koczwarze. Odwiedzała go często wnuczka Paulina Tworzyańska. – Panna z mokrą głową. Jako nastolatka zagrała bowiem Irenkę Borowską w filmie i serialu według powieści Kornela Makuszyńskiego o takim tytule. Grała też Basię Bzowską w „Awanturze o Basię” oraz guwernantkę Honoratę Tworzyańską w „Szatanie z siódmej klasy”. Nie została aktorką, skończyła psychologię, mieszka w Bielsku-Białej.
Przed domem w Koczwarze, za ogrodzeniem, stoi pomnik poświęcony porucznikowi Tomirowi Tworzyańskiemu „Borsukowi” i „matce trzech oficerów zamordowanej bestialsko podczas śledztwa przez gestapo w Radomiu” Natalii Tworzyańskiej.

Bojomir Tworzyański w swoich wspomnieniach tak opisuje tamte wydarzenia w Koczwarze w dniu 2.11.1942r.:

„W dniu 31 października 1942 roku przyjechał na Koczwarę do domu Tworzyańskich radiooperator Komendy Głównej i rozpoczął komunikację szyfrową z Londynem. Zawsze byliśmy przygotowani na wszelką ewentualność, mając pod ręką broń i granaty. Drugiego listopada około godziny 4 nad ranem rozległo się stukanie do drzwi. Tomir Tworzyański schwycił rewolwer i podszedł do okna, natychmiast wpadł do naszego pokoju i powiedział:
– Panowie, Niemcy.
Skradając się po ciemku podszedł do oszklonych drzwi werandy i strzelił wprost w piersi stojącego za drzwiami gestapowca. Niemcy otworzyli ogień. Radiooperator z ekwipunkiem i szyframi razem z kuzynem Tworzyańskich, Andrzejem Wybrańcem, skoczyli przez tylne drzwi do ogrodu i uciekli do lasu. Niemcy jeszcze nie zdołali obstawić tyłu domu i sporadycznie strzelali w okna. Tomir Tworzyański przeszedł do okna wychodzącego na zachód, tak w domu jak i na zewnątrz było zupełnie ciemno. Nagle – strzał z zewnątrz, kula trafiła Tomira w czoło i utkwiła między dwoma płatami mózgu. Pozostało nas dwóch, Stanisław Białecki i ja. Miałem na sobie białą koszulę, spodnie do długich butów i bose nogi. Nie było czasu do stracenia. Stanisław miał w ręce stary pistolet Stayera, a ja nowy pistolet ze zrzutu i jeden granat, na nieszczęście zaczepny. Tomir Tworzyański leżał w kałuży krwi na podłodze, w drugim pokoju znalazłem matkę, nie dającą znaku życia, leżącą na ziemi. Podejmujemy decyzję, Stanisław otwiera drzwi od tyłu domu i wychyla się na zewnątrz, odróżnia w ciemności na rogu domu od strony wschodniej sylwetki ludzi. Jedna z nich wysuwa się naprzód i odzywa się po niemiecku, myśląc, że reszta ekspedycji już opanowała dom. Stanisław strzelił wprost do mówiącego i cofnął się do domu zamykając drzwi. Przeszedłem na drugi koniec domu do okna, zaczynało świtać, widoczność była jeszcze bardzo ograniczona, zdołałem jednak odróżnić postacie ludzkie pochylone nad leżącą osobą na ziemi. Wróciłem szybko do Stanisława, wyciągnąłem zawleczkę z grantu, granat był stary i przez myśl mi przeszło – wybuchnie czy też nie – puściłem rączkę i liczyłem do czterech. Stanisław otworzył drzwi, rzuciłem granat na grupę Niemców w dalszym ciągu stojących na rogu domu. Granat musiał być co najmniej metr nad ziemią gdy huk targnął powietrzem, a my obydwaj wyskoczyliśmy z domu i popędziliśmy jak szaleni, pod osłoną alei przekwitłych mimoz, w stronę lasu odległego o 400 metrów od domu. Byliśmy dobre 100 metrów od domu, kiedy Niemcy otworzyli ogień. Zaczęły mi gwizdać kule po obu stronach głowy, zacząłem biec zygzakiem i krzyknąłem do Stacha, czy strzelają do niego. Odkrzyknął, że nie i krzyknął:
– Zrzuć białą koszulę
– co natychmiast uczyniłem. Mimo dalszej strzelaniny nie słyszałem już gwizdu kul. Dotarliśmy do lasu, po ciemku zamiast wyjść w kierunku na wieś Barycz, zmyliliśmy w podnieceniu drogę i nad ranem wyszliśmy na Niekłań. Był już dzień, kierujemy kroki w stronę domu Zdzienickich. Obserwujemy dom przez dłuższy czas, w pewnym momencie wychodzi z domu niewiasta i po paru minutach wraca z powrotem. Zachowanie jej utwierdziło nas w przekonaniu, że Niemców nie było w środku. Podchodzimy bliżej, Stasiek podszedł do drzwi, ja pozostałem chwilowo w krzakach koło domu. Drzwi otworzyła Pani Zdzienicka, bardzo zdenerwowana. Powiedziała nam, że Gestapo opuściło jej dom przed godziną. Dostaliśmy ubranie, buty, bo byłem boso, i coś cieplejszego do nałożenia na siebie, ponieważ tego ranka był silny przymrozek, a ziemia była lekko zmarznięta. Dostaliśmy dobre śniadanie i opowiedzieliśmy pani Zdzienickiej, co zaszło u nas na Koczwarze. Z Niekłania skierowaliśmy się w stronę Końskich, aby nawiązać kontakt z naszymi placówkami. Na noc zatrzymaliśmy się w jednej wsi pod Końskimi. Lokalna placówka dla naszego bezpieczeństwa wystawiła w nocy uzbrojone w karabiny warty. Podeszliśmy bliżej Końskich i dowiedzieliśmy się o uwolnieniu więźniów. Siostry Stanisława Białeckiego, Teresa i Maria, zostały odwiezione poza Końskie, na melinę Obwodu.”

pomnik

Dodaj komentarz